czwartek, 29 stycznia 2015

  Rozdział 7


                                                                                         *NICO*

Szliśmy przez gęsty las. Drzewa przeszły z liściastych na iglaste, ale rosły tak blisko siebie, że prawie nie było widać nieba. Leo szedł z rękami w kieszeniach, pogwizdując a Lily wyglądała na zamyśloną. Zerkałem na nią od czasu do czasu. Miała ubłocone, czarne trampki, dziurawe dżinsy i odrobinę za duże t-shirt z nadrukowanym lisem w czapce i okularach, na który opadały jej kasztanowe, półdługie włosy. Jest piękna. Odwróciłem się szybko. Gapiłem się na nią a to raczej nie wyglądało dobrze. Dobrze, że Leo tego nie widział bo nie dałby mi spokoju. Ale… naprawdę jest ładna.
-mówiłeś coś?
Potknąłem się o wystający korzeń i prawie się wywaliłem.
-ee powiedziałem to na głos?
-co?
-że jesteś ładna.
Wytrzeszczyła oczy
-Wydaję mi się, że jesteśmy już blisko ulicy. Słyszę samochody. –Leo przerwał moje męczarnie.
Ruszyliśmy dalej. Lily ze swoim wytrzeszczem gapiła się teraz w ziemię. Pochyliłem głowę w dół tak, że włosy zasłoniły mi twarz, może teraz nie będzie widać jak bardzo byłem czerwony.
Doszliśmy w końcu do przystanku autobusowego. Z rozkładu wynikało, że musimy czekać dwie godziny. To jest takie odludzie, że właściwie nie powinienem się dziwić. Słońce przyjemnie grzało a ptaki śpiewały. Wyjęliśmy z plecaków kanapki i się nimi zajadaliśmy. Leo grzebał w plecaku Lily.
-wzięłaś książkę? –zdziwił się –myślisz, że będziesz miała czas na czytanie?
-na czytanie zawsze jest czas, Leo –odpowiedziała z pełnymi ustami.
Można by pomyśleć, że skoro jest dziewczyną to najpierw przełknie, ale ona się tym nie przejmowała. Z tym była podobna do Piper. Obydwie mają gdzieś to jak wyglądają lub to czy są wystarczająco eleganckie, chociaż Piper była przecież córką Afrodyty. Jakby na potwierdzenie moich myśli odezwała się Lily.
-chciałabym nauczyć się jeździć na desce.
-skąd wiesz, że już nie umiesz? –spytałem
-no tak –zaśmiała się –to możliwe. Ciekawe czy wcześniej miałam inny charakter.
-nie drażni cię to, że nie pamiętasz swojej przeszłości?
-nieszczególnie. Staram się żyć chwilą, ale fakt, fajnie by było dowiedzieć się czegoś o moim poprzednim życiu.
Lily nazywała swoją przeszłość „poprzednim życiem” bo uważała, że życie zaczęło się na nowo kiedy trafiła do Obozu Herosów. Znalazła swój dom. Tłumaczyła mi to kiedyś, kiedy siedzieliśmy w nocy przed domkiem Posejdona bo oboje nie mogliśmy spać. Fajnie było wtedy. Ciekawe o co chodzi ojcu, że mnie wezwał. Nie mam z nim dobrych kontaktów, wolał moją siostrę. Moją siostrę… Tęskniłem za Biancą, bardzo. Hazel jest super, jasne ale Bianca była ze mną od początku, razem utknęliśmy w Kasynie Lotos na kilka lat. Hej! To znaczy, że jestem najstarszy! Super!


                                                                                                      *LILY*

-Lily, o co chodzi Percy’emu z tym niebieskim jedzeniem?
Zaśmiałam się
-Teraz przez niego też mam świra na tym punkcie. Chodzi o to, że niebieskiego jedzenia jest bardzo mało a jego dawny ojczym Gabe twierdził, że ono w ogóle nie istnieje, więc jego mama Sally…
Nagle coś się stało. Poczułam w płucach żywy ogień a przed oczami zrobiło mi się ciemno. Wielka, płonąca kula gazu zbliżała się szybko w moją stronę więc zamknęłam oczy i zasłoniłam twarz rękami, bo nie mogłam się ruszyć. A gdy otworzyłam oczy, znajdowałam się w zupełnie innym miejscu. Wszystko było jakby mgliste i rozmyte. Stałam w jakimś pokoju, w czyimś domu. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam duży ogród, rzekę a za nią wysokie budynki i … Empire State Building? Nowy Jork? To niemożliwe, przecież tam nie ma domów jednorodzinnych! Z pokoju obok wybiegła mała dziewczynka. W ręku trzymała pluszowego pieska i  głośno się śmiała. Za nią wybiegł dorosły mężczyzna, ten również się śmiał. Złapał dziewczynkę pod pachy i zaczął wirować z nią po pokoju. Jej niebieska bluzka z kotem zaczęła falować i podwinęła jej się na brzuchu a jej dwa brązowe kucyki podskakiwały.
-Martin! Córeczko!
Z innego pokoju, chyba z kuchni wyszła kobieta w fartuszku. Ocierała ręce kuchenną ściereczką.  Miała krótką chłopięcą fryzurkę i piegi. To dobrze, bo piegi są oznaką młodości, sama też je mam. Zasiedli przy dużym drewnianym stole a kobieta postawiła na nim talerze z parującymi naleśnikami z bitą śmietaną i niebieska posypką.
-dzięki, Katherine
pocałował ją w policzek i ona także zasiadła za stołem. Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko. Nagle skierowała wzrok prosto na mnie, jakby mnie widziała. Ogarnęła mnie fala strachu i wizja zniknęła. Leżałam oszołomiona na chodniku, na przystanku autobusowym. Głowę miałam na kolanach Nica, podczas gdy Leo klepał mnie po twarzy.  Zakasłałam.
-No już, nic mi nie jest
-Jesteś pewna? –spytał Leo –oczy zrobiły ci się całkiem żółte i wylądowałaś na ziemi.
-t-tak, na pewno nic mi nie jest, nie martw się.
Nico badawczo się we mnie wpatrywał, chyba trocie się wystraszył. Wiedziałam, że oboje widzieli już coś podobnego u Hazel. Ale ja nie miałam odlotów w przeszłość, tak jak ona. Nie panowałam nad tym, nie znałam tych ludzi.
-już jest okey, naprawdę.
Podniosłam się z lekkim wysiłkiem, nadal kręciło mi się w głowie.
W końcu przyjechał autobus. Wsiedlismy do niego i siedliśmy na samym końcu. Ludzie patrzyli się na nas trochę dziwnie. Pewnie wyglądaliśmy, jakbyśmy uciekli z domu.


                                                                                                    *LEO*

Nico gapił się na Lily. Z niewiadomych przyczyn bardzo mnie to irytowało. Może dlatego, że przeżyłem już taką misję. Ja, Piper i Jason. Oni ze sobą chodzili a ja czułem się jak piąte koło u wozu. Dobrze, że Lily nic nie czuje do Nica. I na odwrót, przecież ten koleś to kompletny odludek, nie ma szans się zakochać. Lily to moja przyjaciółka, bratnia dusza. Wiem o niej dużo, nie zakochuje się, a już na pewno nie w odosobnionych, ponurych synach Hadesa. Ona jest dla niego za bardzo uśmiechnięta, energia z niej promieniuje, ma 1000 pomysłów na sekundę, a Nico tylko siedzi przygnębiony. Jasne, rozumiem, stracił siostrę, naprawdę dobrze go rozumiem, ja straciłem matkę. Nie miałem nikogo aż znalazłem się w Obozie Herosów. Ja sam zakochiwałem się w każdej napotkanej dziewczynie, nawet jeśli jest wredna. Wzdrygnąłem się na wspomnienie Chione, córki Boreasza, bogini śniegu. Lily jest inna, da się z nią pogadać o wszystkim, nie boi się ubrudzić smarem od maszyn (wiem, bo niedawno urządziliśmy sobie bitwę). Tak naprawdę podoba się kilku chłopakom od Hermesa, może dlatego, że uwielbia robić kawały, jak oni. Ale ona twierdzi że chłopak nie jest jej potrzebny do szczęścia. Mówi, że kocha swoich przyjaciół.
-hej –Lily pociągnęła mnie za rękaw –wysiadamy
Wysiedliśmy w jeszcze gorszej dziurze, niż okolice Obozu Herosów. Domy były pozabijane deskami  a w oddali majaczył dworzec kolejowy. To on był naszym celem. Poszliśmy pięć kilometrów  w dolinę. W budynku dworca było zimno, pusto, ciemno i śmierdziało zdechłym skunksem. Jedyne światło paliło się nad kasą i informacją, ale żarówka była tak brudna, że ledwo co było widać. Tam musiał ktoś być, bo słychać było kobiece głosy, chociaż cały dworzec wydawał się opuszczony. Podeszliśmy tam.


*******************************************

Hej, podobają Wam sie takie trochę przesłodzone wątki? Pytam bo mam tego więcej :D Ale spokojnie, będzie więcej akcji niż miłości :)
                                                                                                            ~Di Angelo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz