czwartek, 1 stycznia 2015


Rozdział 3

Lekcje łucznictwa miałam z Frankiem i Jasonem, szermierkę z Percy’m, Mitologię Grecką z Annabeth, kajakarstwo z Hazel i Piper a wszystko inne z Leo. Na tych ostatnich bawiłam się najlepiej. Po pierwsze, dlatego, że to wyglądało jak zabawa w parku linowym a po drugie dlatego, że towarzyszył mi Leo, którego najbardziej polubiłam z całej naszej paczki.
-Boisz się pająków?
Spytał Leo, kiedy razem z nim wisiałam dwadzieścia metrów nad ziemią, próbując przejść po chwiejących się belkach, kiedy rzucali w nas piłeczkami z pianki.
-Nienawidzę ich –wzdrygnęłam się
Uśmiechnął się i wskazał palcem na górę. Nade mną na pajęczynie siedział sobie spokojnie, ogromny czarno czerwony pająk, konsumujący jakiegoś owada. Wrzasnęłam tak głośno, że rozbolały mnie własne uszy, podskoczyłam pół metra w górę, potknęłam się i z impetem runęłam do tyłu prosto w ramiona Leona. Spojrzałam na niego ze złością i szczerym przerażeniem w oczach. Uśmiechnął się szeroko, najwidoczniej zadowolony z siebie. Dopiero na widok jego uśmiechu, zorientowałam się, że powinnam czuć się skrępowana. Podniosłam się zirytowana
-nie przejdę tędy –oświadczyłam
Leo przewrócił oczami.
-Druga Annabeth
-Co?
-To nie jest normalne. Do takiego stopnia bać się pająków. A ty jesteś tchórzem.
Moje zirytowanie osiągnęło poziom max. Zacisnęłam zęby, zebrałam się w sobie i najszybciej jak się dało, przebiegłam odległość drewnianego mostku. Po chwili dołączył do mnie Leo.
-ja tchórzem, tak?!
-Wyszczerzył zęby.
-Zwracam honor. Bardzo dobrze Ci poszło.
W tym momencie rozległ się gong na obiad i z ulga zaszłam z ogromnego drzewa, na którym wisiała cała konstrukcja. Leo pomógł mi odpiąć linkę, która była przymocowana do szelek, które mi założyli, zdjęłam kask i ochraniacze.
-Zobaczymy się na obiedzie.
Pomachałam do niego i poszłam umyć ręce z żywicy. W toalecie natknęłam się na jakąś dziewczynę, chyba od Aresa. Na mój widok szybko zakończyła rozmowę telefoniczną i wyszła z łazienki. Nie wolno nam było mieć komórek, bo przyciągają potwory, ale oczywiście nie wszyscy stosowali się do tego zakazu. Szczególnie na terenie Obozu, który chroniła magiczna bariera, odstraszająca potwory. Annabeth miała telefon. Muszę poprosić ją, żeby mi jakiś załatwiła. Umyłam ręce i twarz a także kark gorący i klejący od potu i słońca. Pobiegłam na obiad.
                                                                                               ***

-Co to za chłopak? –szepnęłam do ucha Jasonowi, gdy już odprawiliśmy już ten cały idiotyczny rytuał z wywalaniem jedzenia do ognia.
-to Oktawian, Lepiej się do niego nie zbliżać. Nie lubi nikogo a szczególnie greków. Sam jest rzymianinem, jak ja. To syn Apolla.
Rzeczywiście chłopak siedział sam przy okrągłym stole i gmerał nożem w jedzeniu z takim zapałem, jakby wyobrażał sobie, że to ciało jakiegoś greka. Brr.
Podzieliłam się moimi przemyśleniami z przyjaciółmi. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-On zabija pluszowe misie –powiedział Leo
-co?!
-no… Pali ich pluszowe wnętrzności i uzyskuje przepowiednie
-oh.
Po obiedzie mieliśmy czas wolny, więc pograłam chwilę z Jasonem i Percy’m w bilard i poszłam do lasu. Gdy byłam na jego skraju obejrzałam się przez ramię, było słonecznie. Jedni grali w siatkówkę na piasku, inni kapali się w jeziorze, jeszcze inni strzelali z procy do wiewiórek. Uśmiechnęłam się. Więc tak wygląda mój dom. Pokochałam to miejsce i moich nowych przyjaciół, byli dla mnie najważniejsi, bo nic innego nie miałam.
                                                                                                 ***

-co ty robisz?!
Zastałam Nica na gorączkowym pakowaniu plecaka i od dziesięciu minut próbowałam się dowiedzieć, o co chodzi.
-Mój ojciec. Wezwał mnie do siebie. Chodzi o moją siostrę.
-Ale mówiłeś, że twoja siostra nie…
-w tym rzecz! Wyruszam jutro z samego rana.
-Nico?
-Słucham?
-Zrobisz coś dla mnie? Skoro masz wyjechać?
-Zależy –mruknął
-super! –Ucieszyłam się. Pociągnęłam go za sobą. Nie szliśmy długo. Może jakieś pięć minut. Gdy zoriętował się gdzie idziemy, było już za późno. Zauważył nas Jason.
Na nasz widok stanął jak wryty i upuścił niesiony w ręku kołczan ze strzałami.
-Nico?!
Wytrzeszczył na nas oczy.
-No cześć –powiedziałam zadowolona.
Nico stał w miejscu i poruszał tylko oczami. Chyba był na mnie zły.



                          
                                                                                                   ***


-Co się z tobą działo? –Spytała Hazel. Siedzieliśmy na podłodze w domku Posejdona.
Nico odpowiadał z zaciśniętymi zębami i patrzyła na mnie wzrokiem, który mógł zabić. Rzuciłam mu przepraszające spojrzenie. Wszyscy zasypywali go pytaniami, a on dzielnie odpowiadał na każde z nich. Widziałam całą moją paczkę w komplecie i pierwszy raz nikt się nie całował, przytulał ani nawet nie trzymał za rękę. To było coś! Powinniśmy być teraz wszyscy na swoich zajęciach, ale siedzieliśmy tu. Po jakimś czasie wszyscy zaczęli się zbierać, żeby przygotować się do wieczornego ogniska. Z całego dnia w Obozie, tę część lubiłam najbardziej. Piekliśmy pianki, śmialiśmy się i śpiewaliśmy, a ja uwielbiam śpiewać. Czasem dzieci Apolla przygotowywały krótkie, śmieszne spektakle teatralne. W domku zostałam sama z Niciem, bo Percy poszedł razem z Jasonem I Frankiem znosić drewno na opał.
-Przepraszam –rzuciłam cicho w stronę okna, pod którym siedział na podłodze Nico. Spojrzał na mnie ze złością. Spuściłam głowę. Teraz w jego twarzy coś się zmieniło, był jeszcze trochę zły, ale powoli złość zmieniała się w żal. Wstał, potarł dłonią kark i usiadł koło mnie. Poklepał mnie niezdarnie po plecach.
-No już, nie gniewam się.
Podniosłam wzrok. Uśmiechnął się do mnie, co zdarzało się naprawdę rzadko. Kiedy tylko chciał, miał tak ciepły uśmiech, że nie dało się go nie odwzajemnić. Nie rozumiałam, dlaczego większość obozowiczów go nie lubi. Wcale nie był zamkniętym w sobie, żałosnym samotnikiem, jak niektórzy go opisywali. Był… Fajny. W domku było dość ciemno, bo Hazel zasłoniła okna, żeby przypadkiem, nikt nas nie zobaczył. Chociaż było mi niewygodnie czułam, że mogę tak siedzieć jeszcze długo. Nico chyba miał zamiar coś powiedzieć, ale uprzedziła go Piper, która niespodziewanie weszła baz pukania do domku. Na nasz widok najpierw osłupiała (chyba mam talent do doprowadzania ludzi do takiego stanu), ale szybko się otrząsnęła.
-Chodźcie już –wymamrotała
Wstaliśmy oboje czerwoni jak raki wyjęte z wrzątku.
Szłam, zerkając na Piper. Wyglądała na zaciekawioną i chyba była w lekkim szoku. No tak, syn Hadesa, rozmawiający sam na sam z dziewczyną, ha! To pewnie coś nowego. Twarz Nica nie wyrażała żadnych emocji, a ja… nie byłam do końca pewna co się właśnie stało.


*********************************************

Mamy Nowy Rok i ja mam dla Was nowy rozdział. Życzę Wam spełnienia marzeń, i żeby ten rok był lepszy od poprzedniego. Dużo książek i tak dalej :) Macie jakieś postanowienia noworoczne? Chętnie posłucham :) No i zapraszam na ask'a i do komentowania.
~Di Angelo

1 komentarz:

  1. Wielkie gratulacje .Swietny pomysl .Czyta sie na jednym tchu 👍.czekamy na wiecej.

    OdpowiedzUsuń