poniedziałek, 5 stycznia 2015



Rozdział 4

Siedzieliśmy w dużym kole. Ognisko przyjemnie grzało, a Leo rozbawiał mnie do łez, wpychając sobie upieczone pianki do ust i krzycząc „Jestem synem Hefajstosa i królem wszechświata! Zaraz Cię zjem!”. To mówiąc łaskotał mnie a ja darłam się i śmiałam tak głośno, że rozbolały mnie własne uszy. Gdy Leo dał mi wreszcie odetchnąć, mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Jego ciemne, kręcone włosy rozsypały się po opalonej buzi. Szeroko się uśmiechał a usta miał pełne pianek. W oczach, jak zwykle, migotały mu iskierki wesołości. Wyglądał uroczo, jak mały chłopczyk. W tym momencie przyszedł Nico.
-Rozmawiałem z Chejronem –oświadczył
-i co?
Chejron zastukał kopytem w palenisko.
-W związku z niespodziewanymi okolicznościami –zaczął –Jestem zmuszony ogłosić kolejną misję. Tym razem do Podziemia. Na wyprawę wyruszy Nico di Angelo, syn Hadesa.
Rozległy się ciche szepty.
-Zgodnie z tradycją może wziąć ze sobą dwójkę towarzyszy.
-Chejronie, nie sądzę, żeby…
Nie dałam Nicowi dokończyć zdania.
-Oh, ale mnie chyba nie zostawisz?
-Lily, to nie jest zabawa. Jesteś w Obozie dopiero od paru tygodni. Nie zdążyłaś się jeszcze podszkolić w walce.
-Sądzisz, że sobie nie poradzę? –Oburzyłam się
-nie, tego nie powiedziałem.
Wyglądał na zakłopotanego, i bardzo dobrze! Nie pozwolę, żeby ktoś sugerował mi, że nie jestem dość silna czy szybka, żeby wyruszyć na misję.
-W takim razie, nie chcesz żebym z Tobą szła? –Powiedziałam powoli. Brzmiało to bardziej jak stwierdzenie, niż pytanie. Nico zrobił zbolałą minę.
-Nie o to chodzi. Po prostu uważam, że nie powinnaś ruszać się z Obozu z niezakończonym szkoleniem i ze zszargana pamięcią. Zostajesz.
-taak, już pędzę.
Zwróciłam się, do Chejrona.
-Ja pójdę, Nico się zgadza.
-No i ja –odezwał się niespodziewanie Leo –muszę pilnować, żeby nie umarli z nudów
Nico nawet nie miał szans wyrazić sprzeciwu.
-hmm no dobrze, więc Nico di Angelo, syn Hadesa Lily Stone, córka Posejdona oraz Leo Valdez, syn Hefajstosa wyruszą na misję do Podziemia. Otrzymacie niezbędne wyposażenie i tak dalej. Wracajcie do swoich spraw.
Chejron wyglądał na znudzonego. Posiedziałam jeszcze chwilę przy ognisku, rozmawiałam głównie z Annabeth i Jasonem. Hazel, Nico i Frank studiowali jakąś mapę a Leo rozmawiał z Piper. Mój brat za to, gdzieś zniknął. Chwilę potem Annabeth sama wygoniła mnie do łóżka, ostatnio bardzo się zaprzyjaźniłyśmy. Powolnym krokiem ruszyłam do domku numer 3 na ostatnią noc.

Percy siedział przy stole.
-Hej –przywitałam się.
-cześć, Lily –jego głos był bez wątpienia przygaszony –Więc, wybierasz się na tę misję?
-No… tak.
-W takim razie mam coś dla Ciebie.
Zdjął ze stołu długi pakunek, którego wcześniej nie zauważyłam. Podał mi go. Odwinęłam szary papier i wyjęłam krótki miecz z pochwy ozdobionej trupimi czaszkami, co wyglądało dość upiornie.
-To stygijskie żelazo.
Miecz był krótki, czyli idealny dla mnie, dobrze wyważony. Czarny. Ostry jak brzytwa. Na rękojeści lśnił Trójząb, znak mojego ojca, a na ostrzu migotały na niebiesko morskie fale.
-Jest piękny –wyszeptałam zachwycona
-cieszę się.
Percy uśmiechnął się smutno.
-Będę za tobą tęsknił, mała
Przytulił mnie. Widać było, że jest mu przykro, więc wybaczyłam mu nawet to „mała”.
W tym momencie ktoś cicho zapukał i drzwi się otworzyły. Stała w nich Annabeth.
-Już się żegnamy? –Spytała, gdy nas zobaczyła.
Na widok przyjaciółki zrobiło mi się smutno. W ogóle zrobiła się łzawa atmosfera, czego nie lubiłam, więc powiedziałam
-wiem, że będziecie się beze mnie nudzić. Ja będę zabijać potwory i latać na smokach a wy, biedaki będziecie trenować i zmywać naczynia w kuchni.
Od razu zrobiło się luźniej. Percy się zaśmiał.
-No tak –powiedział –naprawdę bardzo Ci zazdrościmy, że pojedziesz z wizytą do stryjaszka, który przecież, tak kocha swoich bratanków.
Sprzedałam mu kuksańca.
-Mnie polubi –oświadczyłam i zamrugałam oczami –a jak nie, to zrobię z Niego sushi, skoro mam już, czym.
-błe, zjadłabyś takie sushi? –Spytał Percy powątpiewająco.
-Pogadacie sobie, kiedy indziej o swoich gustach kulinarnych –wtrąciła Annabeth. –Teraz spać. Obydwoje.
-tak, jest –zasalutowałam.
Annabeth pocałowała Percy’ego i podeszła do mnie.
-Dobranoc Ann
przytuliła mnie
-śpij dobrze –powiedziała i wyszła.
Zazwyczaj miałam problemy ze snem, ale nie dzisiaj, zasnęłam prawie natychmiast. Do czasu, gdy nie obudziłam się w środku nocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz