poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 12

Przeszliśmy kawałek a ja wpatrywałam się w sklepienie, skutkiem czego zahaczyłam nogą o jakąś wystającą skałę i z moim szczęściem runęłam jak długa na ziemię. Kiedy się podniosłam, nigdzie nie było widać chłopaków i co najważniejsze… wcale nie byłam w Podziemiu. Byłam na powierzchni ale świat wydawał się jakoś dziwnie zamglony. W oddali majaczyła Empire State Building, a więc Nowy York. Rozejrzałam się. Wokół mnie było pełno zieleni. Mnóstwo drzew…Wiązów Amerykańskich! Zmarszczyłam brwi, nie miałam pojęcia skąd tak nagle przyszło mi to na myśl, ale byłam pewna, że te drzewa to Wiązy Amerykańskie. Poszłam wzdłuż alei. Co chwila mijałam grajków, śpiewaków, malarzy albo sprzedawców handlujących zimną lemoniadą. Alejka była przesycona ludźmi więc skręciłam i weszłam na pole zieleni, niedaleko jakiegoś jeziora… ach tak, musiałam być w Central Parku. Przypomniała mi się, że kiedyś się go bałam, nie tyle samego parku, co włóczących się po nim podejrzanych typów. Przeszłam parę metrów i moją uwagę przykuły trzy osoby z psem siedzące na kocu pod drzewem, oczywiście nie byli jedynymi osobami, wokół było ich pełno, ale oni wydawali mi się znajomi. Podeszłam nieco bliżej aż usłyszałam rozmowę
-musisz trochę poczekać, kochanie. Nie można biegać od razu po jedzeniu.
To była ta sama kobieta co na przystanku autobusowym, pozostałych męża i córkę tez już kojarzyłam. Koło kosza piknikowego leżały papierowe talerze z niedojedzonym kurczakiem i dzbanek z kompotem.
-mamo, nic mi nie będzie –marudziła dziewczynka. Popatrzyła tęsknie w stronę jeziora
-nie chcesz pobawić się z innymi dziećmi? –spytał ja tata
-nie ma tu nikogo kogo znam, a z resztą wolę bawić się wodą –odparła
W oczach dziewczynki mignęły żółte błyski i gdybym mrugnęła, przegapiłabym to.
Jej mama nie była zadowolona.
-Martin, proszę idź z nią
Martin spojrzał na swoje udko kurczaka
-nie przesadzasz? Przecież…
-proszę –powiedziała Katherine tonem nie znającym sprzeciwu.
Mężczyzna podniósł się bez dalszych sprzeciwów i ruszył za córką, która już zdążyła pobiec razem z psem w stronę jeziora. Katherine popatrzyła za nimi, przeczesała włosy ręką i zabrała się za pakowanie rzeczy. Wizja zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Znów byłam w Erebie i słyszałam głosy chłopaków.
-dlaczego nie ma tu żywego ducha oprócz tego świrniętego kolesia? –histeryzował Leo
-żywego ducha, co? –powtórzył Nico i uśmiechnął się pod nosem
Żaden z nich nawet się nie odwrócił.
Eh co oznaczają te wizje? Miałam pewne podejrzenia ale… nie, to nierealne. Całkowicie wykluczone.
-a właśnie, Lily –odezwał się Nico –wiem już co to za imię.
-hę? –nie zrozumiałam
-no wiesz, ten pergamin od Selene i Hekate. Greckie słowa.
-ach no tak, więc co to za imię?
-
Εθαν 
-oznacza „Ethan”
-hmm nie znam nikogo takiego, a przynajmniej go nie pamiętam. A ty Leo?
-ee co? Nie, nie wiem kim on jest –wyrwałam go widać z zamyślenia
-czyli mamy kolejną zagadkę. Super –powiedział Nico z sarkazmem.

Nie wiem jak długo szliśmy. W Erebie wydawało się, że czas płynie inaczej. W końcu jednak dotarliśmy do rozwidlenia rzek
-Jesteśmy na miejscu –powiedział Nico –to Acheront, rzeka bólu. Nie radzę się do niej zbliżać. A te dwie mniejsze odnogi Acherontu to najsłynniejsze rzeki w Podziemiu…
-Lete i Styks –wyszeptałam
-Tak, Lily. Lete czyli rzeka zapomnienia, hmm twój brat coś o tym wie, oraz Styks, rzeka nienawiści.
Lete była bez dwóch zdań piękna. Jej wody były mlecznobiałe i wiły się leniwie, ochlapując brzegi obsypane czerwonymi makami. Kiedyś wierzono, że maki mają właściwości usypiające, teraz już wiem dlaczego. Lete szumiała tak sennie, że kiedy wsłuchałam się w ten monotonny szum, wydawało mi się, że śpiewa ledwo słyszalne kołysanki. Jakby kusiła, aż chciało się zanurzyć w tych spokojnych nurtach. Ale nie miałam takiego zamiaru, za dużo złych doświadczeń związanych z amnezją. Nie pamiętałam połowy swojego życia i nie miałam w planach zapomnieć drugiej. Acheront miał niebieska wodę, płynącą równie spokojnie co Lete, z tym że z jej lazurowych wód słychać było krzyki bólu i przerażenia. To sprawiało, że krew w moich żyłach zlodowaciała i skrzepła. Strach… Zdawał się szeptać Acheront. Natomiast Styks… Pierwszy raz zobaczyłam, poczułam i usłyszałam płynną nienawiść, ta rzeka nią była. Słysząc jej szum, byłam w stanie wściekać się na chłopaków za to, że za głośno oddychają.
-To prawda, że wody Styksu są żrące? –spytałam
-z tego co wiem, tylko dla śmiertelników –odpowiedział mi Leo –ale jeśli chcesz mojej rady, to nie sprawdzaj tego.
Na brzegu Styksu chwiała się ogromna, stara jak świat łódź.
-należy do Charona? –domyślił się Leo
-tak, ale skoro jego nie ma, musimy poradzić sobie sami
przełknęłam ślinę.
-milion razy widziałem jak Charon to robi, nie ma bata żeby coś poszło nie tak.
Wątpiłam, że przeżyjemy. Zwłaszcza, że prąd w Styksie był tak szybki, że pewnie wywrócilibyśmy się do góry dnem, zanim byśmy w ogóle dobrze wypłynęli. No i brakowało wioseł.
-Leo? –odezwałam się do syna Hefajstosa –wiesz co robić? To znaczy, żebyśmy się nie pozabijali
-Jasne –ucieszył się –już się za to biorę.

                                                                    *LEO*



Uwielbiam mój pas na narzędzia! Jest zaczarowany i mogę w nim zmieścić absolutnie wszystko! Od miętówki po traktor! No dobra… traktora nie próbowałem, ale założę się, że by dało radę. Najlepsze jest to, że niezależnie co do niego włożę, mój pas wcale nie staję się cięższy. Wyjąłem więc potrzebne narzędzia, podczas gdy Nico wyciągał łódź na brzeg (jak na taką wielką i zapewne ciężką łódź i takiego chuderlaka to Nico wydawał się całkiem silny) a Lily próbowała namówić Styks do współpracy, próbowała chociaż trochę opanować rwący nurt i nie szło jej za dobrze. Razem z Niciem odwróciliśmy łódkę do góry nogami i zabrałem się do pracy. Chyba w życiu nie widziałem tak starego drewna i do tego kompletnie nie zniszczonego. Widać w środku było przekładane mieszanką boskich metali. Musiałem zużyć swój najlepszy palnik, żeby to choć trochę naciąć a i tak nie uzyskałem całkiem tego, co chciałem. W końcu jednak zamontowałem w dnie kilka odpowiednich oporników. Za pomocą moich narzędzi wystrugałem dwa liche wiosła (brakowało ich w komplecie!) Ale z czego je wystrugałem? To zadziwiające ile w Erebie jest drzew, są tu i te żywe (ŻYWE DRZEWA!) i te powalone przez… hmm no właśnie przez co? Przez burzę? Tu na dole? Zdecydowanie od myślenia można dostać świra. Najwięcej było Topoli. Był taki mit o kochance Hadesa, Leuke. Hades z jego, jakże wczesnym zapłonem, po przespaniu się z nieszczęsną dziewczyną, zamienił ją w Topolę, żeby Persefona się nie dowiedziała. Brawa dla niego. A inną jego kochankę, Mithę, królowa podziemia osobiście zamieniła w roślinę. W Miętę. Także jeśli chcesz mojej rady, dziewczyno: nie zakochuj się w Hadesie! Chwila, kochanki Hadesa kończyły jako rośliny. Dlaczego? Przecież o ile mi wiadomo, to on chyba nie lubi roślin. Dobra, miałem nie myśleć. Hades jest dziwny, już wiemy po kim ma to Nico.
Skończyłem wbijać ostatnie gwoździe.
-myślisz, że to jest bezpieczne? –spytał Nico z powątpiewaniem
-stary, wszystko co ja zrobię jest całkowicie bezpieczne –uśmiechnąłem się i puściłem oko do Lily. Na co ona uśmiechnęła się i pokręciła głową.
-robota pierwsza klasa –powiedziała –made in Leo Valdez
Zepchnęliśmy łódź na wodę. Pierwszy wsiadł Nico, potem ja i na końcu Lily, która oczywiście się potknęła. Oboje z Niciem chyba pomyśleliśmy o tym samym, bo równocześnie wyciągnęliśmy dłonie, żeby jej pomóc. Spojrzała na nas jak na wariatów i przytrzymała się burty. Wiosłowaliśmy na zmianę, ponieważ Lily nie chciała być traktowana ulgowo „tylko dlatego, że jest dziewczyną” tak to ujęła. W końcu wypłynęliśmy z CAŁKOWITYCH ciemności i wpłynęliśmy na nie-tak-bardzo-ciemne-wody. Okropna, cuchnąca mgła, była tak gęsta, że widzieliśmy zaledwie na parę metrów przed nami. Styks jest chyba najokropniejsza rzeka. Płynęliśmy, wsłuchując się w głuchą ciszę, od czasu do czasu zagłuszaną przez krzyki i kapanie wody. Odłożyłem wiosła, teraz płynęliśmy siłą rozpędu i popychani nurtem Styksu. Nico bawił się czarnym płomieniem, który pojawił się w jego ręce a Lily mruczała „Selene mówiła cos o moich urodzinach, ale co niezwykłego jest w tej dacie? Hmm” Płynęliśmy wolno, czyli moje oporniki i moc Lily działały. Nawet trochę się nudziłem. W końcu moje ADHD nie pozwala mi zostawać długo w bezruchu. Ciekwe o co chodzi, z tym Ethanem? Nikogo takiego nie znałem, ale z „przepowiedni” to wynika, że jest kimś ważnym. Swoja droga, ciekawe dlaczego nie dostaliśmy normalnej przepowiedni od Rachel Dare-naszej obozowej wyroczni. Lily wydała z siebie cichy pomruk, więc spojrzałem na nią.
-co jest? Masz chorobę morską?
-ee jestem dzieckiem Posejdona- podkreśliła –nie wiem czy to jest w ogóle możliwe
-no tak. Więc o co chodzi?
-wydaje mi się, że już dopływamy. Mam rację Nico?
-tak. Powinniśmy być za chwilę, zaraz za zakrętem
-trzymajcie się czegoś –powiedziała Lily –tu grunt nie jest równy, będzie trochę trzęsło.
Miał rację, Łodzia wstrząsnęło tak, że omal nie wyleciałem. Przestałem jednak zwracać na to uwagę, gdy spojrzałem w górę.
-T-to chyba tu co nie? –wyszeptałem oszołomiony widokiem
-owszem –odparł Nico z dumą –Herosi, witajcie w pałacu Hadesa.

********************************************
Misiaki! Wiem, wtrącicie mnie kiedyś do Tartaru, ale byłam w szpitalu bardzo długo i nie miałam jak dorwac sie do komputera. Chciałam nawet napisać coś na telefonie, na tym marnym szpitalnym wi-fi, ale chyba domyślacie się jak to się skończyło. Teraz w końcu dopadłam komputer i powinnam teraz suszyć włosy bo za 5 minut przyjedzie tata, który ma mnie odwieść na kolonie :,) ale tylko na dwa tygodnie. Miałam nadzieję, że w wakacje posty będą pojawiać się częściej, ale teraz nie jestem już tego taka pewna. W każdym razie postaram się. Jeszcze raz bardzo bardzo Was PRZEPRASZAM. i dziękuję z całego serca za 2070 wyświetleń! Jesteście najlepsi! <3