poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 2

Leżałam na łóżku bez butów. Było już ciemno. Leżałam i gapiłam się w sufit, pomalowany jak nocne niebo. Chciało mi się spać, ale za dużo wrażeń jednego dnia sprawiło, że oczy miałam nadal szeroko otwarte. Percy szukał czegoś w kufrze przy swoim łóżku. Łóżka były tylko dwa, przy czym moje doniesiono wczoraj, bo raczej nie spodziewano się wielu dzieci Wielkiej Trójki. Ta Wielka Trójka to Zeus, Hades i Posejdon. Złożyli przysięgę na Styks o tym, że nie będą mieć już więcej dzieci ze śmiertelniczkami, bo są one zbyt potężne. Ale i tak jej nie dotrzymali, bo przecież ja i Percy Jesteśmy od Posejdona, Jason i Thalia od Zeusa a Nico od Hadesa.
Ogień trzaskał w małym, marmurowym kominku a ze starego odtwarzacza leciała cicho muzyka. Spojrzałam na brata. Okropnie lubiłam Annabeth, ale byłam trochę zazdrosna, że Percy poświęca jej więcej uwagi niż nowo odnalezionej siostrze amnezją. Zmarszczyłam brwi.
-Percy?
-Słucham?
Wyraz jego twarzy był tak spokojny, że i ja złagodziłam swój ton.
-Jak ma na imię twoja mama?
Uśmiechnął się.
-Sally
-ładnie. Jak wygląda?
-No, więc, jest dość niska, ma kręcone, długie włosy, trochę jaśniejsze od moich. Ma śmiejące się oczy, kojący głos, jest raczej chuda i ma wspaniały uśmiech
-tęsknisz za nią?
Dało się słyszeć smutek w moim głosie. Przestał grzebać w kufrze i usiadł koło mnie na łóżku.
-Oczywiście, że za nią tęsknie
-jaka ona jest?
-Jest bardzo miła, nigdy nie krzyczy, często się śmieje i piecze pyszne, niebieskie ciasteczka. Polubisz ją.
-A co jeśli ona mnie nie polubi?
-Nie martw się.
Przytulił mnie.
-Opowiesz mi jeszcze raz jak mnie znalazłeś?
-Jasne
Opadłam na poduszkę a Percy przykrył mnie kołdrą
-zamknij oczy.
Posłusznie wykonałam polecenie.
-Więc, tego ranka obudziłem się bardzo wcześnie. Pamiętam, że śniły mi się lodowce- uśmiechnął się pod nosem –Wyszedłem przed domek, ale nie było nigdzie żywej duszy. Było zimno a na trawie była rosa. Postanowiłem przejść się nad jezioro, żeby pogadać z tatą.
-Odpowiada Ci? –Zdziwiłam się
-coś ty, gadam sam do siebie, ale mogę mieć nadzieję, że to słyszy
Leżałaś skulona w trawie koło plaży. Byłaś taka blada i zimna, że już myślałem, że nie żyjesz.
-I co?
-I zaniosłem Cię do Chejrona. Byłaś nieprzytomna, resztę już znasz.
Usiadł.
-No to dobranoc, siostrzyczko.
Zamrugałam i uśmiechnęłam się szeroko. Już oficjalnie jestem twoja siostrą?
- Pewnie, zawsze chciałem mieć małą siostrę.
-Bez przesady –obruszyłam się –to tylko dwa lata różnicy.
Zmierzwił mi włosy ręką
-kolorowych snów
-dobranoc
Wstał i przeszedł na drugą stronę pokoju do swojego łóżka
-Aha, zapamiętaj dzisiejszy sen.
-Dlaczego?
-Bo to, co śni się w pierwszą noc w nowym miejscu zazwyczaj się spełnia.
Uśmiechnął się tajemniczo i było to widać pomimo ciemności panujących w pokoju.
-W takim razie chciałabym, żeby przyśniło mi się coś miłego
-albo ktoś –mruknął
-co?
Nie odpowiedział. Przewróciłam się na drugi bok, przytuliłam głowę do poduszki i prawie natychmiast zasnęłam.
                                                                                                   ***

Biegłam przez ruiny jakiejś budowli. Słońce dopiero wstawało i między skałami unosiła się mlecznobiała, poranna mgła. Schowałam się przed czymś za wystającą skałą. Słyszałam śpiew ptaków, chociaż ciężko dyszałam ze zmęczenia. Zza drzew dał się słyszeć ryk potwora, tak głośny, że zagłuszył wszystkie inne dźwięki. Wiedziałam, że sama nie dam mu rady. Powietrze wypełnione było zapachem świerków, żywicy i porannej rosy. Przycisnęłam broń do piersi. Nie miałam żadnych szans w starciu z potworem. Zbliżył się. Coś wielkiego całkowicie zmiażdżyło skałę, za którą się schowałam. Uratowałam życie odskakując w bok i wykonując manewr, którego nie potrafiłam nazwać. Potwór znowu ryknął. Nie wiedziałam nawet jak wygląda, bo nie podniosłam wzroku. Za mną przemknął ciemny cień, odwróciłam się. Podmuch zimnego, porywistego wiatru przewrócił mnie na ziemię. Usłyszałam ryk, szczęk metalu i czyjeś słowa. Potem była już tylko cisza i ciemność.

                                                                                                   ***

Siedziałam na gałęzi zwalonego drzewa. Było gorąco, ptaki śpiewały a koło mnie Nico ostrzył miecz. Był cały czarny, wysadzany pojedynczym srebrnym kamieniem w kształcie czaszki.
-Nico?
-mhm?
-Dlaczego nie spałeś dziś w Obozie?
Przestał ostrzyć miecz i spojrzał na mnie wzrokiem męczennika
-wędruje po świecie. Gdyby nie ty, już dawno by mnie tu nie było. Nigdy nie zostaję dłużej w jednym miejscu.
Jego odpowiedź mnie zaintrygowała.
-Gdyby nie ja?
Spojrzał na swoje buty i mogłabym przysiąc, że się zarumienił.  Wyglądało to naprawdę uroczo. Nagle zmarszczył brwi jakby był zły na samego siebie.
-Polubiłaś wszystkich w Obozie?
Zabrzmiało to tak jakby nie za bardzo go to obchodziło, ale pozwoliłam mu zmienić temat.
-Wszyscy są bardzo fajni. Szczególnie Leo, jest taki zabawny!
Mruknął coś niezrozumiałego w odpowiedzi.
Siedzieliśmy w ciszy. Nico ostrzył swój miecz a ja siedziałam teraz ze skrzyżowanymi nogami i otwarcie się na niego gapiłam. Na jego twarzy było widać skupienie, poirytowanie i jeszcze coś, czego nie umiałam na razie zidentyfikować. Zauważyłam ciemne cienie pod oczami. Starałam się rozluźnić atmosferę żartami, ale Nico już do końca był spięty.

**************************************
Ej czyta to ktoś w ogóle? :D Wiem, że nie ma żadnej akcji i na razie może być nudne, ale spokojnie, ja i mój blog jeszcze się rozkręcamy! Mam spisany rękopis i nie chce mi się przepisywać na komputer, jednakże mam przepisany duży fragment, dlatego rozdziały będą na razie krótkie, ale często (jakieś 2-4 razy na tydzień) Aa no i komentujcie (hejty mile widziane)
Tutaj będę podpisywać się ~Di Angelo (jak na moich stronkach o PJ na Facebooku)
Pomyślałam, że dam Wam link do mojego Ask'a żebyście mogli swobodnie mnie o coś spytać :) http://ask.fm/JulciaBajan
i adres e-mail na wszelki wypadek :)   demigod1994@interia.pl
pozdrawiam ;3                                                                          
                                                                                                      Wasza  ~Di Angelo

sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 1

    Weszłam do lasu połowicznie należącego do Obozu Herosów. Była tam piękna polana. Zielona trawa wyglądała jak ręcznie skoszona, otaczały ją wierzby płaczące, których gałązki wpadały do leniwie wijącej się rzeczki, przecinającej środek polany. Pływały w niej Kwiaty Lotosu. Z tego, co słyszałam od Percy’ego były groźne ale te tutaj wyglądały pięknie. Było przed południe, ale polana skąpana była w dziwnym pomarańczowo zielonkawym świetle. Po jej drugiej stronie w gąszczu coś się poruszyło. Ruszyłam w tamtą stronę, chociaż wydawało się to nierozsądne. Ciekawość jednak wzięła górę. Kilka metrów ode mnie przykucnął chłopak cały ubrany na czarno, przy spodniach miał miecz i srebrne łańcuchy a na koszulce nadrukowana trupią czaszkę ze skrzyżowanymi piszczelami. Długie, rozczochrane włosy tez miał czarne. Na oko miał z 16 lat, czyli tyle, co ja. Wyglądałby groźnie gdyby nie to, że głaskał małą sarnę i coś do niej cicho mówił. Poruszyłam się. Sarenka zastrzygła uszami i uciekła a chłopak odwrócił się w moją stronę. Spojrzał na mnie najpierw ze zdziwieniem a potem ze złością. Błyskawicznie wstał, wyciągnął miecz i przyłożył mi go do gardła.
-Kim jesteś?
Spróbowałam się uśmiechnąć. Był całkiem przystojny. Z bladą karnacją i czarnymi oczami. Dobre wrażenie psuło tylko to, że próbował mnie zabić.
-Nazywam się Lily Stone.
Modliłam się, żeby w moich oczach nie było widać przerażenia, jakie mnie ogarnęło.
-Od kogo jesteś?
-Słucham?
-Pytam, kto jest twoim boskim rodzicem.
-Och, Posejdon
Wytrzeszczył oczy i opuścił miecz. Chyba uznał, że jestem niegroźną wariatką. Super.
-Jak tam sobie chcesz. Jestem Nico di Angelo, syn Hadesa.
-Boga Podziemi? Rozmawiałam z nim. Tak myślę.
Teraz wytrzeszczył oczy tak, że prawie wyszły mu z orbit.
-Nie pamiętam zbyt wiele ale czasami mam takie przebłyski –wyjaśniłam -Taak… Mój brat o tobie wspominał.
-Brat?
-Percy Jackson
Twarz Nica zmieniła wyraz na ułamek sekundy, ale zaraz wróciła do normalnego ułożenia mięśni.
Podparł się pod boki.
-Kiedy trafiłaś do Obozu?
-Właściwie nie jestem pewna. Tak, jak Ci mówiłam, byłam nieprzytomna kilka dni i nie umiem sobie nic przypomnieć z poprzedniego życia. Nic o mnie nie słyszałeś? Wydawało mi się, że cały Obóz o tym trąbi.
-Widzisz ja… nie bywam zbyt często w Obozie. Wolę las.
-Ja nie ruszałam się z naszego domku. Obudziłam się tylko na chwilkę, a zaraz potem Percy musiał iść na zajęcia. Widziałam się za to z Annabeth.
-Czyli nikt Cię jeszcze nie oprowadził?
Mogłabym przysiąc, że oczy mu się zaświeciły.
-No… nie.
Nico podwinął rękawy czarnej kurtki i włożył miecz z powrotem do pochwy.
-No to chodźmy.


                                                                                              ***



Stajnia jest super! Uwielbiam konie, ale Pegazy to coś niesamowitego!
-Dlaczego niektóre boksy są puste?
Nico się zasępił
-giną konie. Najczęściej w nocy. Śpią w boksach, ale niektóre mają ochotę na nocny spacer, z którego już nie wracają.
Gdy weszliśmy do stajni usłyszałam głosy. Nico ostrzegał mnie przed tym, że dzieci Posejdona mogą słyszeć konia, ale i tak byłam zaskoczona.
Usłyszeliśmy gong.
-To na obiad. Musisz iść tam na wzgórze, do altany.
-Ty nie idziesz
uśmiechnął się.
-Nie jestem głodny.
Odwrócił się.
-Nico?
Spojrzał na mnie przez ramię
-zobaczymy się jeszcze, co nie?
-Jasne- mruknął i odszedł w stronę lasu.
Chwilę stałam, zastanawiając się nad tym, dlaczego nie je razem ze wszystkimi, ale zobaczyłam Piper i podeszłam do niej.
-Idziesz na obiad?
-taak- wyglądała na zaniepokojoną
-coś się stało?
-Mieliśmy zebranie grupowych. Potem Ci opowiem.
Wzięła mnie pod ramię.
-Kiedyś- zaczęła –istniał system, według którego musieliśmy siadać przy stolikach tak jak śpimy w domkach, ale dawno temu Annabeth złamała tą zasadę i teraz każdy siada tak, jak chce.
Doszłyśmy do altany i siadłam pomiędzy Annabeth i Leonem. Poza nami przy stole siedzieli jeszcze Percy, Jason, Hazel i Frank. Wszyscy byli dobrani w pary i wyglądało to mniej więcej tak, że Piper mówiła coś do Jasona, Annabeth śmiała się z czegoś, co powiedział Percy A Hazel wycierała Frankowi sos pomidorowy z twarzy, bo spaghetti już zdążyło pojawić się na jego talerzu. Swoja drogą niezły patent, mogło się zamówić, co się chciało a potrawa zaraz zjawiała się na talerzu. Szkoda tylko, że potem połowę jedzenia wywalaliśmy do ogniska na środku altany, jako ofiara dla bogów. Masakra, przecież oni i tak jedzą tylko ambrozję a popijają nektarem.
-Trochę to przesłodzone- mruknęłam do Leona
-ja muszę to znosić cały czas. Już zacząłem rozmawiać z udkami kurczaka
przewrócił oczami i wyszczerzył zęby. Już go zdążyłam polubić. W stołówce zebrali się już wszyscy i przyszedł Chejron. Stanął na środku a wszyscy natychmiast umilkli.
-Mamy nowego obozowicza- oznajmił i skinął na mnie głową.
Podeszłam gapiąc się w podłogę. Nienawidziłam być w centrum uwagi. Chejron położył mi przyjacielskim gestem rękę na ramieniu.
-Oto Lily Stone. Została dziś rano uznana przez Posejdona.
Rozległy się szmery rozmów i każdy patrzył na mnie dziwnym wzrokiem
-mam nadzieję, że zostanie przez Was należycie powitana.
Przełknęłam ślinę i wróciłam do stolika
-nie martw się- powiedział Percy –będzie okej
nie byłam tego taka pewna.
Podczas gdy inni byli zajęci sobą, ja rozmawiałam prawie wyłącznie z Leonem.
-Kto to Nico? –Zagadnęłam w końcu
-Nico Di Angelo? Syn Hadesa. Zjawia się od czasu do czasu, ale od miesiąca nikt go nie widział.
Leo miał usta pełne indyka.
-Dlaczego pytasz?
-Jestem po prostu ciekawa.